niedziela, 27 stycznia 2013

Ostatni weekend stycznia

Ostatni weekend stycznia spędzamy w Limie bo jak to pod koniec miesiąca nie mamy kasy ;-) Jest niesamowicie gorąco i wyjście gdziekolwiek jest męczące. Nie mieliśmy żadnego pomysłu na weekend, gdzie by tu pojechać niedaleko i co by tu zobaczyć bo w Limie już praktycznie wszystko zobaczyliśmy. Posiedziałam trochę z przewodnikiem i przed internetem i znalazłam jakieś kościoły i budynki których jeszcze nie widzieliśmy w centrum Limy. Mieliśmy wielce pojechać na całe popołudnie do centrum ale zanim się zebraliśmy, zanim zrobiłam lunch (mmm tacos!) to była 3 więc dopiero o 4 byliśmy w centrum. Prawie się ugotowaliśmy w autobusie ale na szczęście w centrum nie było tak strasznie bo budynku osłaniają ulice od słońca. Pomysł zwiedzania kościołów umarł bo ubraliśmy się w szorty i koszulki na ramiączkach. No ale nie da sie inaczej! I w końcu pospacerowaliśmy w tłumie ludzi trochę.

A teraz? Znowu leżę na plaży... Bo gorąco... :-)









                                          Świnka pieczona :D













                                   Taaaaka mgła była jak przyszłyśmy.. a potem... patelnia!

czwartek, 24 stycznia 2013

Wizyta na pogotowiu

Na pogotowiu mnie jeszcze nie było więc w końcu przyszedł i na to czas...
Obudziłam się w środę ze strasznym bólem szyi i głowy i ledwo wstałam z łóżka, nie ruszając głową. Postrzał?
Jako że ludzie mają wakacje to wszyscy 'znajomi' są zajęci bardzo, ale znalazł się Angelo który miał czas pojechać ze mną do szpitala. Całe szczęście że miał czas bo sama bym się tam w życiu nie połapała... Ludzi setki! Najpierw musieliśmy znaleźć w szpitalu pogotowie (emergency). Udało się! Pani doktor powiedziała że najpierw trzeba się zapisać i zapłacić. Poszliśmy do kasy zapłacić 10zł za wizytę, potem się zarejestrować (Pani się trzy razy pytała czy na pewno mam tylko jedno nazwisko). Poczekaliśmy trochę w kolejce, ale krócej niż w Polsce:D Pani doktor podotykała, wypisała zastrzyk, tabletki, ciepłe okłady i odpoczynek 3 dni. Za zastrzyk trzeba było zapłacić 1.30zł.... Stwierdziłam że się poświęcę i tyle mogę zapłacić choć nie wiem co to za zastrzyk za złotówkę... Żeby dostać ten zastrzyk to trzeba było najpierw do apteki zapytać się czy jest, potem do kasy zapłacić, potem znowu do apteki z rachunkiem. Boshe! Tam to się szybciej wykituje niż do tych wszystkich okienek pójdzie..
Zastrzyk dostałam z miejsca od pani pielęgniarki bez rękawiczek nawet, na stojącą. Bum i dziękuję do widzenia. Mam nadzieję że to moja pierwsza i ostatnia wizyta w szpitalu.
Dziś już czuję się lepiej, już ruszam głową i tak bardzo nie boli.

Mam czas może w końcu nadrobię moje zaległości blogowe.

                                           Zastrzyk za 1.30 :)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Tańczące fontanny

Skoro w zeszłym tygodniu byliśmy na panieńskim to w tym tygodniu czas na ślub! Ślub był tylko cywilny w parku ale na szczęście w budynku bo upał był nieziemski. Było szybko i miło. Z szampanem z przekąskami i zdjęciami. Pojechałyśmy z Justyną, Gośką, Olgą i Pablo. Oczywiście spóźnieni bo autobus raz jedzie 40 minut a raz 1.30h. Więc już się nie dziwię czemu tu się wszyscy wszędzie spóźniają. Ale zaczekali na nas:)

Wieczorem Diego zabrał nas (mnie, Justynę i swoje dwie kuzynki) do Parku Fontann. Planowaliśmy to już od dawna ale jako nigdy nie wyszło. Park jest duży ale ludzi było strasznie dużo! Jest to jedna z atrakcji Limy (nie droga - 4 sole) i szczególnie ładnie wygląda nocą bo fontanny są podświetlane. Ale w dzień też warto przyjść bo można się pobawić w wodzie, tym bardziej teraz kiedy temperatura w południe sięga około 30 stopni... Masakra!
W każdym razie pospacerowaliśmy po parku, zjedliśmy coś dobrego i oglądnęliśmy 15 minutowy pokaz z fontannami, światłami i obrazkami rzucanymi na tafle wody. Wyglądało pięknie!

A niedziela... na plaży... :)
Przyjechaliśmy na plażę przed 12 i pogoda była niesamowita! Opalanie, obijanie się, pływanie... koło 3 zaczęła się robić dziwna mgła... i po pół godzinie nie było widać oceanu. Ktoś zażartował że tsunami idzie ?(po filmie 'Niemożliwe') Wszystko zamglone... dziwne to było. Słońce się skończyło więc pozbieraliśmy się do domu.

W drodze do domu prawie zginęliśmy w autobusie... ;/ Plaże mamy prawie pod nosem u siebie w Limie ale jest to plaża kamienista i woda nie jest za czysta i strasznie dużo surferów. Więc wszyscy peruwiańczycy wyjeżdżają na plaże trochę dalej. Tak z 1.5h autobusem. Autobusy są niesamowicie zapchane w stronę plaży do południa i w stronę miasta popołudniu. Takim też mega wypchanym autobusem pędziliśmy do domu. Autobus ma 22 miejsca siedzące (policzyłam) a było tam z 50 ludzi... Pędził jak szalony i nie miał zamiaru hamować na zakrętach... Przy jednym zakręcie wszyscy zamarli a potem zaczęli krzyczeć na kierowcę żeby zwolnił! Jedna kobieta z dwójką dzieci wysiadła i zarządała zwrotu pieniędzy. No nie powiem... też się wystraszyłam...Ale na szczęście dojechaliśmy do domu cali.

                                          My w parku :)
Same Polki plus Olga i Daniel
                                               Sesja zdjęciowa















                                               Picarones!

                                Co tydzień inna plaża





                             

                                     Idzie tsunami...



środa, 16 stycznia 2013

Surfing lekcja pierwsza


Weekend spędziłam w Limie. W sobotę poszliśmy z Diego kupić obudowę na iphone. Ale nie do sklepu. W specjalne miejsce znane pewnie tylko mieszkańca  Limy. Było to 4 piętrowe centrum handlowe wzięte prosto z azjatyckich filmów. Dziesiątki sklepów z figurkami, ciuchami, gadgetami prosto z chińskich kreskówek. Chyba się to nazywa anime. Mega kolorowo! Wszystko chińskie ale nie wszystko tanie. Za niektóre figurki trzeba było zapłacić nawet po 100 soli. Poza sklepami było tam mnóstwo miejsc do gry na automatach, play station, komputerach, game boy itp. I setki nastolatków. Ale obudowę kupiliśmy na pewno taniej niż w sklepie apple. Jeśli moi sąsiedzi w Cieszynie czytają to napiszę że jak tam byłam to od razu pomyślałam o moim sąsiedzie Adamie. Jemu by się tam na pewno podobało!
A wieczorem znowu balowaliśmy. Poznałyśmy tu Polkę. Już chyba pisałam, która poznała peruwiańczyka i w sobotę się tutaj pobierają. Więc w sobotę był mini panieński. Było whisky, była salsa i było wesoło.
Ale za to niedziela! Zaplanowaliśmy surfing!!! Od dawna nam się marzyło. Gośka miała już pierwszą lekcję ale ja i Justyna jeszcze nie. Plaża w niedzielę jest niesamowicie pełna. Tysiące ludzi, samochodów i surferów. Na szczęście kolega od Gośki ma znajomego instruktora który ma swoją mała szkołę. Miał dla nas deski i pianki. Zwarte i gotowe z nasmarowanym nosem filtrem 50 ruszyłyśmy na swoja pierwsza lekcję. Ja i Justyna miałyśmy trochę teorii na lądzie. Jak leżeć na desce, jak wstawać, jak wiosłować i jak zaskakiwać. Potem przyczepili nam ogromne deski do nogi i do wody. Deski były długie i duże bo dla początkujących Na początku wydawało mi się że jest to nie do ogarnięcia. Mam wiosłować, patrzeć na fale, odwrócić deskę, rozpędzić się wskoczyć na deskę i przyjąć odpowiednią pozycję. Wszystko w przeciągu kilku sekund. Po kilku lub kilkunastu wpadnięciach do wody załapałam! Jednak jest to możliwe. Justynie poszło znacznie szybciej niż mi ale jak już popłynęłam to byłam z siebie mega dumna! Spędziliśmy w wodzie ponad godzine łapiąc coraz to nowe fale. I byłyśmy wykończone! Wiosłowaniem szczególnie, ale przeszczęśliwe. Genialny był nasz instruktor. Bardzo nam pomógł bo podobno nie wszyscy staja na deskę na pierwszej lekcji. Na pewno nie było to nasze ostatnie spotkanie z surfingiem. A dziś trzy dni później ciągle czuje moje ramiona. W poniedziałek nie mogłam pisać na tablicy ponad głową przez zakwasy.

                                  Whisky na ulicy!
Imprezujemy :)
                                         W Salsa Clubie!
                                  Jeszcze przed wypłynięciem
                               Lekcje na lądzie
                             
                                Bezpiecznie z instruktorem
                                Płynę!!

                          Chyba już nie płynę...
                                   Nurkujemy


Wykończone po pierwszej lekcji!
Pełne niebo! Nas to też czeka wkrótce :)